MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Dla niej „niemożliwe jest możliwe”. Barbara Prymakowska jest najstarszą Polką, która weszła na Mont Blanc

Anna Moyseowicz
Anna Moyseowicz
Seniorka cały czas ma mnóstwo energii i sportowych planów na przyszłość.
Seniorka cały czas ma mnóstwo energii i sportowych planów na przyszłość. archiwum prywatne Barbary Prymakowskiej
Jako najstarsza Polka zdobyła Mont Blanc, jako czwarta przebiegła Koronę Maratonów Świata, czyli sześć prestiżowych, wymagających maratonów, a ostatnio odniosła kolejne zwycięstwo w półmaratonie na Mistrzostwach Europy. Ma 81 lat i wciąż biega, jeździ na nartach, łyżwach, pływa i kocha trekking górski. Dla Barbary Prymakowskiej niemożliwe staje się możliwe.

Spis treści

Barbara Prymakowska z Tarnowa zdobyła złoto w swojej kategorii wiekowej w półmaratonie na 19. Mistrzostwach Europy w lekkiej atletyce Masters Non-Stadia, które odbywały się na portugalskiej wyspie Porto Santo. Rok temu wygrała mistrzostwa świata w biegach górskich na Maderze, a wcześniej wielokrotnie między innymi we Włoszech, Niemczech i Czechach. A to tylko ułamek jej sportowych osiągnięć. Co sprawia, że osiąga takie sukcesy? Jak sama mówi, najważniejsze to mieć zdrowie i cel.

Sport był obecny w jej życiu od dziecka

Sport w życiu pani Barbary był obecny od zawsze, a ruch ją fascynował. Tarnowianka sama mówi o sobie, że ma „sportowe ADHD”. Jako dziewczynka dużo i chętnie bawiła się z innymi dziećmi na podwórku, potem ktoś z rodziny nauczył ją pływać. Kolejnym sportowym krokiem były łyżwy, którymi początkowo, nim otrzymała własną parę, dzieliła się z braćmi na spółkę. Zabawy z łyżwami na podwórku zamieniła na lodowisko, a po jakimś czasie swoje możliwości zaczęła testować na zawodach. Zarówno pływanie, jak i łyżwiarstwo uprawia od siódmego roku życia i do tej pory nie przestaje.

Nauczycielka z powołania

Po szkole Barbara Prymakowska zdecydowała się na studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie.

Tam każdą dyscyplinę sportową musiałam poznać od A do Z, i teoretycznie, i praktycznie. A po studiach wybrałam pracę jako nauczycielka – opowiada.

Kobieta przez ponad 30 lat uczyła w szkołach. Jak wspomina, choć brakowało odpowiedniego zaplecza edukacyjnego, bardzo lubiła swój zawód.

Starałam się jak najczęściej z uczniami wychodzić na świeże powietrze, choć bywało i tak, że lekcje prowadziłam na korytarzach szkolnych. Lodowisko robiliśmy z drugim WF-istą sami, polewając nawierzchnię wodą z węża, ale asfalt był nierówny i wszystko ściekało w różnych kierunkach. Brakowało bazy do nauki łyżwiarstwa, choć uczniów miałam wspaniałych – wspomina sportsmenka.

Pracowała w różnych szkołach, ale największą radość sprawiało jej nauczanie w szkole podstawowej.

Próbowałam zachęcać do różnych sportów i to, że dzieci chciały ćwiczyć i kochały moje lekcje było dla mnie największym wyróżnieniem. Uczyłam również w liceach i w szkole wyższej, jednak młodzież ma inne podejście do ruchu niż młodsze dzieci – opowiada.

Babcia, która ma formę nastolatki

Pływanie i łyżwy to jednak dopiero początek z długiej listy sportowych dyscyplin pani Barbary. Łyżworolkami zainteresowała się lata temu, gdy jej wnuk otrzymał je z okazji pierwszej komunii.

Przyniósł to i pyta: „Babciu, co się z tym robi?”. Ja nie myśląc długo, wyszłam na dwór, założyłam je i pojechałam, bo to jest ta sama technika, co w przypadku łyżwiarstwa. I tak się zaczęło z łyżworolkami – opowiada.

Inną z ważnych dyscyplin w życiu pani Barbary było narciarstwo zjazdowe, które nazywa „sportem rodzinnym”. Sama ma uprawnienia instruktorskie, na nartach jeżdżą także jej mąż, dzieci oraz wnuki. Sportsmenka bardzo lubi i wciąż praktykuje tę dyscyplinę, zjeżdża między innymi z Kasprowego Wierchu.

Przez lata jeździła także na biegówkach. Reprezentowała Polskę na różnorodnych zawodach, w tym prestiżowym włoskim biegu Marcialonga na kilku dystansach, w Biegu Wazów, Dolomiten Laufen czy też König Ludwig Lauf w Niemczech.

Ponadto uwielbia pływanie – pływa kraulem i stylem klasycznym.

Barbara Prymakowska zaczęła biegac po 50-tce. „Im trudniej, tym później większa radość”

Kolejną z dyscyplin, którą uprawia pani Barbara jest bieganie. Zainteresowała się tym sportem dopiero po 50-tce. Jako studentka nie lubiła lekkiej atletyki, ale jak sama mówi: „niemożliwe jest możliwe”. Wspomina, że jako pierwsza kobieta z Tarnowa przebiegła maraton. Miała wówczas 58 lat. Początki biegania jednak nie były takie optymistyczne. Spróbowała tej dyscypliny za namową męża, ale – pomimo dobrej kondycji – nie było łatwo.

Przypomniałam sobie wtedy takie słowa, że im trudniej, tym później większa radość. Musiałam jednak godzić bieganie z codziennymi obowiązkami, pracą, utrzymywaniem domu, pomagałam też przy wychowywaniu wnuków, chwytałam się dodatkowej pracy, by zarobić na wakacje. Potrafiłam wstawać bardzo wcześnie, koło godziny 5, by zrobić trening. Zaczęło mi się to podobać, ponieważ nie męczyłam się już tak, jak na początku – opowiada.

Mówi, że skrzydeł dodaje jej rywalizacja, ale również zwycięstwo i Mazurek Dąbrowskiego, który wybrzmiewa, gdy stoi na podium. Jako czwarta Polka przebiegła Koronę Maratonów Świata, czyli sześć najbardziej prestiżowych maratonów na świecie: w Tokio, Bostonie, Chicago, Berlinie, Londynie i w Nowym Jorku.

68-latka weszła na Mont Blanc! Oddała hołd wujowi

O wejściu na Mont Blanc mówi jak o najtrudniejszym sportowym wyzwaniu w życiu. Pani Barbara nie tylko biega po płaskich nawierzchniach, ale także uprawia biegi górskie. Nie unikała i nie unika przy tym tras ekstremalnych. Ta pasja doprowadziła ją na najwyższy szczyt Europy.

Sponsor wiedział, że dużo chodzę po Tatrach i dostałam pytanie, czy weszłabym na Mont Blanc. To było moje marzenie odkąd byłam w Alpach i zobaczyłam tę górę po raz pierwszy - opowiada kobieta. - Pomyślałam sobie: „teraz albo nigdy” i jako najstarsza Polka, w wieku 68 lat zdobyłam Mont Blanc. To największa sportowa przygoda mojego życia – dodaje.

Przygotowania rozpoczęła od poszukiwania osób, z którymi mogłaby się wybrać na wyprawę. W sukurs przyszedł internet i klub sportowy z Wrocławia. Ze względu na dotychczasowe osiągnięcia została przyjęta na wyprawę bez problemu.

Wydolność miałam tak dobrą, że od wysokości 4 tysięcy metrów mój lider kazał mi zwolnić, ponieważ reszta grupy nie nadążała. Poza tym w górach nie chodzi się szybko, co związane jest z dostosowaniem organizmu do mniejszej ilości tlenu w powietrzu – mówi.

Nie obeszło się jednak bez kłopotów. Problemem okazało się miejsce zwane Kuluarem Śmierci.

Największym niebezpieczeństwem są lawiny kamieni. Ludzie, którzy schodzą z góry sprawiają, że w dół leci lawina ciężkich kamieni. Nie wiadomo, w którą stronę uciekać. Tam ginie najwięcej ludzi, nie pomaga nawet kask. Co więcej, niosłam 16 kilogramowy plecak ze sprzętem, a ja ważę 43,5 kilograma. Jak podnosiłam nogę na półkę skalną, to plecak uderzał mnie w głowę – wspomina pani Barbara.

Pierwszy atak szczytowy się nie powiódł. Niecałe pół kilometra przed celem diametralnie zmieniła się pogoda. Grupa schowała się w schronie Vallot, chcąc przeczekać śnieżycę, ale lider dostał nakaz powrotu do bazy. Następną próbę alpiniści podjęli kolejnej nocy.

Rozgwieżdżone niebo i my jak takie małe robaczki pięliśmy się do góry. Na szczycie przywitał nas wschód słońca, tego się nie zapomina. Łzy ciekły z radości, a co więcej, weszłam tam w rocznicę śmierci mojego wuja, który zginął w drodze na szczyt. Pomyślałam, że on mnie wprowadził i musi mnie sprowadzić. Na cmentarzu w Charmoney nie mogłam odszukać grobu, ale symbolicznie pozostawiłam mu znicz.

Nie spoczęła na laurach. Barbara Prymakowska snuje kolejne plany

Seniorka ma obecnie 81 lat, lecz wciąż jest aktywna i zdobywa kolejne cele.

Mając 77 lat byłam instruktorką fitness, potem przyszedł covid, siłownie zamknięto, a ja wreszcie się uwolniłam od porannego wstawania. Prowadziłam w międzyczasie jeszcze aquaaerobik i robiłam swoje treningi, przygotowując się do różnych zawodów. Powtarzam: niemożliwe jest możliwe. Zostałam kiedyś zapytana, jak określam szczęście. Uważam, że to mało mieć, a dużo przeżywać. Warto uprawiać sport, nie trzeba od razu zdobywać medali. Każdy ma swój Mount Everest, a pokonywanie własnych słabości daje ogromną radość – podkreśla kobieta.

Pani Barbara zaznacza by, bez względu na wiek, stawiać sobie cele.

Życie bez celu i bez pasji jest jałowe. Każda pasja jest piękna, nie musi to być sport, ale najważniejszą sprawą w tym wszystkim jest zachowanie zdrowia. Życie jest tylko jedno i trzeba je wycisnąć jak cytrynę – mówi.

Seniorka nie spoczywa na laurach. W sierpniu leci na mistrzostwa świata do Szwecji, gdzie czeka ją cross na 10 kilometrów. Śmieje się, że poza Polską ma szlaban na biegi górskie, bo nie ma już dla niej kategorii wiekowej. W kraju może rywalizować z 60-latkami, jednak w Europie i na świecie ze względu na obowiązujący regulamin nie może biegać z młodszymi.

Ciągle są jakieś zawody i chyba to mnie motywuje. Ale jednocześnie chcę inspirować i pokazywać, że życie się nie kończy na 60-tce, 70-tce, ani jak widać na 80-tce. Sport jest piękną stroną życia, którą każdemu polecam.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Stronę Kobiet codziennie; Obserwuj StronaKobiet.pl!

od 12 lat
Wideo

Psycholog odpowiada: Czy wakacyjny romans to dobra rzecz?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dla niej „niemożliwe jest możliwe”. Barbara Prymakowska jest najstarszą Polką, która weszła na Mont Blanc - Strona Kobiet

Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto