Święto miało kiedyś charakter widowiskowy, magiczny. W dawnej Rzeczpospolitej domy, wrota budynków gospodarskich oraz płoty „majono” zielonymi, najczęściej brzozowymi gałęziami. Czasami przed wejściami do domów stawiano całe szpalery młodych brzóz, grabów, jesionów lub świerków. Natomiast podłogi chat i podwórka grubo wyścielano tatarakiem, „świerczyną” i kwiatami. Zapach, który wspólnie wytwarzały uważano za piękny i pożyteczny.
„Ziele” miało także podobno chronić przed komarami, pchłami i innymi insetami, ale także urokami i mrocznymi siłami.
Gdzie królewna chodzi, tam pszenica rodzi
„Jest to prawdziwe święto rolników i pasterzy witających radośnie i uroczyście zmartwychwstałą po zimie i rozkwitającą uroczo matkę przyrodę” – notował w 1900 roku Zygmunt Gloger. „Obchodzą oni granicę swych pól z uroczystym śpiewem, niosąc obraz Bogarodzicy i chorągiew kościelną (…). Powszechnym był (także) starożytny zwyczaj obchodzenia granic z „królewną”.
Gloger obserwował takie ceremonie na Podlasiu. Jak tłumaczył, podczas Zielonych Świątek zbierały się dziewczęta z całej wsi. Jedną z młodszych wybierano na „królewnę”. Ubierano ją wówczas w jasną, najczęściej różową sukienkę, a potem przepasywano niebieską lub czerwoną wstęgą. Na głowę zakładano dziewczynce wianek z ziół, który miał przypominać koronę. Jej twarz natomiast szczelnie zakrywano chustą.
Kilka dziewcząt (sześć lub osiem) wybierano do orszaku królewny. Wszystkie zakładały białe spódnice, ciemne kapoty i męskie czapki, które przystrajały rutą lub barwinkiem. Taki żeński orszak ze śpiewem obchodził granice rodzinnych wiosek. Gloger zanotował kilka orszakowych przyśpiewek. Bez wątpienia miały one charakter magiczny.
„Gdzie królewna chodzi/ Tam pszenica rodzi/ Gdzie królewna nie chodzi/ tam pszenica nie rodzi” -śpiewał m.in. orszak „królewny”.
Wiejscy chłopcy wychodzili w pola na spotkanie takiego orszaku w towarzystwie skrzypków i innych muzykantów. W umówionym miejscu organizowano zabawę. Potem odwiedzano wspólnie dwory oraz zamożnych gospodarzy. Czasami robiono to pojedynczo.
„Chłopcy (wyrostki) przystrajali konie wstążkami zielonymi, bukietami i udawali się wierzchem do co znakomitszych gospodarzy i dworów, gdzie składali życzenia” – piał ks. Waldemar Malinowski, w książce pt. „Miniony czas. Ludowe obrzędy, zwyczaje i wierzenia regionu hrubieszowskiego”. „W ten sposób chcieli zarobić trochę pieniędzy na zabawę”.
Powszechnie przystrajano również bydło (na rogach zawieszano zielone wieńce), a przed wypuszczeniem go na łąkę, smagano zielonymi gałązkami. Skąd takie zabiegi? Uważano, iż „życiodajna” zieleń przynosi szczęście, zdrowie i powodzenie w gospodarskich zamierzeniach. Było to echo dawnych, pogańskich zwyczajów. To właśnie od tego zwyczaju „majenia” wywodzi się nazwa „Zielone Świątki”.
Dzbany z tatarakiem
Gloger opisywał także wiele innych, starych obyczajów związanych z Zielonymi Świątkami (były to np. organizowane w niektórych wsiach gonitwy i biesiady). Nie wszystkie zostały na szczęście zapomniane. „Do dnia dzisiejszego, w imię tradycji, w Zielone Świątki, zarówno w ogrodach wiejskich, jak w miejskich domach i w kościołach pojawiają się dekoracje z brzozowych gałązek oraz dzbany i wazony ze świeżym tatarakiem” – pisze dr Barbara Ogrodowa w swoich „Polskich obrzędach i zwyczajach”.
Zielone Świątki obchodzone są także przez wyznawców prawosławia. Z tym świętem związanych było kiedyś wiele porzekadeł i przysłów. „Wtedy ludzie przyszłość zgadną, gdy Zielone Świątki w grudniu przypadną” – głosiło jedno z porzekadeł.
Święto sadów w Wierzchowicach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?