Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zamość jest tym czymś, czyli półprzewodnik Michała K. CZĘŚĆ V

Michał Kimak (opr. JN)
Zamość jest tym czymś, czyli półprzewodnik Michała K
Zamość jest tym czymś, czyli półprzewodnik Michała K materiały autora
Gdzie można spotkać konia Grodzkiego (nie mylić z zamojskim), na co wskazuje buławą hetman i czego nie wiecie o bastionie siódmym? Zapraszamy - tych i innych ciekawostek dowiecie się z części V półprzewodnika Michała Kimaka "Zamość jest tym czymś".

Zwiedzamy dalej. Przejdźmy pod pałac.

A cóż to za zwierzę na którym siedzi hetman? Spytają znawcy różnic fizjologicznych w budowie płci obojga u koniowatych. To jest właśnie przesławny koń Grodzki. Od jego nazwy wiele różnych dziwacznych typów nieokreślonych się wzięło i zoperowało. Ale wracajmy do wodza. Na cóż wskazuje swą buławą? Jakie pytanie może zadać mu każdy i otrzyma satysfakcjonująca odpowiedź? Ja nie chwaląc się (no może jednak troszkę) odkryłem toto . Żeby zadać to pytanie mogą być jednak potrzebne do wypełnienia pewne warunki. Na początek dzień tygodnia . Powinna to być środa ( chociaż możemy pomylić się o jakieś cztery dni do przodu lub do tyłu) . Słońce nie może znajdować się bezpośrednio nad pomnikiem , chyba , że akurat mamy jeden z wcześniej wymienionych dni tygodnia. Należałoby też wykonać jakąś frenetyczną (niczym walczyk cis-moll Chopina) inkantację, ostatecznie może to być jakaś inna melodia ludowa, lub po prostu coś tam zamruczmy , albo może lepiej nie wydawać z siebie dźwięków, kto wie?

No w każdym razie jak już wspominałem warunków tych spełniać nie musimy (na całe szczęście) A pytanie brzmi po prostu „Gdzie dostanę , tanią wódkę , papierosy i inne markowe ubrania?”

Hetman dzielnie wskazuje i odpowiada znacząco milcząc „ Na Tygrysów droga twa wieźć musi, dalejże więc”. Kanclerz semantycznie miał na myśli miasto za Bugiem , o jakże podobnej nazwie. Cóż ZOO najwyraźniej powstało w Zamościu jakiś czas za późno i różnice anatomiczne miedzy przywołanymi zwierzętami nie musiały być zbyt dobrze znane w czasach odrodzenia być może, chyba.

Z tyłu za koniem ciągnie się budynek pałacu. Nie jest podobny do tego , który pobudowano na początku, ale to przecież nie może dziwić. W końcu dziś mamy tu sąd , a poprzednio po wojnie Polsko –Rosyjskiej 1830-31 był tu szpital wojskowy. Jest nawet takie powiedzenie „Nie wierz gębie , póki …itd.” , które w tej sytuacji wydaje się nie mieć nic wspólnego z historią tego budynku, ale cóż zapłaciliście Państwo za książkę , więc muszę ją czymś zapełnić, choćby czymś zupełnie od pyty. Albo dobra , skoro pałac należał do ordynatów, to może być dobre miejsce na wspomnienie ozałożycielach rodu.

Znalazłem niedawno szperając w niedostępnej części fonoteki rodzinnej , starą oryginalną taśmę ze szpulowego magnetofonu z dziwacznym, znanym z czasów pirackich oznaczeniem kodowym SP13RD4L4J-KUP/S3-0RG1N4L4. Pomyślałem , przesłucham , zobaczę co to za cudo historia mi zostawiła i rzeczywiście , hit reportażu , bezpośrednia relacja z bitwy. W miejscowości Płowce Król Łokietek uderzył na ariergardę nazistów, czy jak oni się tam wtedy nazywali. Straż tylna jak wiadomo składała się na ogół z tej części wojska , która nie znalazła się w straży przedniej , ani w środkowej . Podobno przed bitwą Król obiecał ,że się wrogom do sempiterni dobierze i jak powiedział tak zrobił. Niestety jak to na wojnie , nie wszyscy załapali się do intendentury i niejaki Jan z Sarzyna nadział się na trzy dzidy wystawione nieopatrznie przez pozostających w ariergardzie prawdziwego europejskiego postępu folkskrzyżaków. Podszedł więc władca do biednego pana Jana i pyta;
- Tyś z Sarzyna?- spytał Łokietek.
- No i cóż , że z Sarzyna – wyszeptał przy suchej szosie seneszal niedoszły(gdyby mieszkał we Francji pewnie by nim został).
-Wyjedzcież więc na wczasy do Szczebrzeszyna, gdzie chrząszcz brzmi w trzcinie i trzmiel trznadla postrzega przez trzcin tychże przestrzenie - zaproponował romantycznie król- i niechże będzie to nagroda dla Ciebie rycerzu.
-A mógłbym do Zamościa pojechać – zagaił Jan- w końcu to tylko dwadzieścia kilometrów od Szczebrzeszyna, a następnym razem będę mógł powiedzieć, „ No i cóż , że z Zamościa, a to o wiele mniej bólu języka powoduje”.
- O kej , rzeczywiście to mniej…

W tym miejscu nagranie zostało przerwane. Przedstawiam z pamięci , bo gdzieś mi zginęła ta taśma jak poszedłem po baterie do zatyczek do ślimaków.

Dobra , żeby szanownej wycieczki za bardzo nie męczyć to Was teraz zaprowadzę w miejsce ,z którego widać w pogodny dzień drzewo tak szerokie, iż czterech dorosłych mężczyzn chwyciwszy się za ręce może je obejść sześć razy w lewo. Idziemy na bastion przy nadszańcu. Ostrzegałem , ze półprzewodnik należy do literatury niechlujnej , więc musicie troszkę się poprzemieszczać.

Bastion 7 tu w dzieciństwie moim osobistym zjeżdżałem na sankach i nartach , gdyż była to najbardziej stroma górka w mieście. Niestety profesor Zin odkrył, iż pod warstwa tras zjazdowych znajdują się mury obronne i na okoliczność dożynek w roku 1980 wymurował cały bastion z przyległościami. W sumie dobrze się stało, karierę sportową mogłem rozwijać w kierunkach bardziej zbliżonych do cywilizacji, a przede wszystkim nie tak nudnych. Bo cóż po mnie na nartach zostawało, dwie kreski ścieżki , a fuj. Postanowiłem sobie wybrać jakiś sport dla inteligentów. Szachy pomyślałem na początku , ale co to czy ja jakiś ruski jestem o nie ! No to może warcaby? Hmm. Popatrzyłem na plansze , dwanaście czarnych i dwanaście białych pionów na czarno-białej planszy. No musze to powiedzieć. Nuuudy. Widać znalezienie się w elicie intelektu nie było mi pisane , postanowiłem więc poszukać jakiegoś sportu ,który by mnie jednak zainteresował. Wtem! Nagle! Przestałem. I czuję się z tym całkiem dobrze.

Ale wracajmy na bastion. Otacza go kopiec imieniem Rozy , o której pozwoliłem sobie już wcześniej. O powstaniu kopców Kościuszki w Gawronowie , czy Tygrysowie pisano panegiryki i inne pochlebne recenzje. Nasz kopiec jest ujemny, to jeszcze jeden dowód na to , ze ludność mojego miasta w zapamiętałym szale potrafi udowodnić jak bywa jej przykro na samo wspomnienie tego co się też u nas wykluło. Oprócz opisanej fosy rzeczony bastion ma mury , ale co ciekawe nie ma baszt. Chociaż niby semantycznie mieć powinien(tak jest to kolejna niewyjaśniona miejska legenda).

Najweselsze jest jednak to, że w momencie jak już go zbudowano postanowiono dodac mu nadszaniec. Tak, to ten czerwony budynek z dużymi oknami. Otóż nie wiem czy Państwo wiecie , ale za każdym z tych okien stały kiedyś armaty. I co najzabawniejsze nigdy z nich nie strzelano. Współcześni specjaliści od wojskowości tłumaczą to tym, iż gwintowane lufy i żeliwne kule w XIX wieku doprowadziły do sytuacji, w której nie było już sensu bronić murów, coraz łatwiejszych do rozbicia. Ja jednak wiem , że to tylko próba zagadania faktów. Otóż oszklenie tak dużej ilości szyb wiązało się z niebotycznym wręcz podniesieniem kosztów obrony. A przecież każdy strzał z którejkolwiek z postawionych za oknami armat wiązał się ze zbiciem szkła ( nie mówiąc o framugach, ale te drewniane były zapewne w tamtych czasach tańsze). Tak więc pobudowano piękną działobitnię i nie korzystano z niej ze względów ekonomicznych po prostu.

Bastion ten za to o czym rzadko wspominają historycy (ja w każdym razie nie znam takiego przypadku) przynosił miastu spore dochody. Pozwalał je poza tym utrzymywać.

Zacznijmy od utrzymywania. Otóż po śmierci Sobiepana , a już po ożenku z Sobieskim niejaka Marysieńka postanowiła odwiedzić miasto swojego nieboszczyka męża , by troszeczkę uszczknąć z pamiątek rodzinnych. Przejeżdżała akurat z tragarzami i już miała wjechać za mury by zabrać tego złotego buddę do gabinetu męża , a tego Malczewskiego i Kossaka powiesić w salonie , gdy okazało się , iż bramy są zamknięte i jakoś nikt nie kwapi się po klucze. I się zaczęło . Najpierw nieśmiałe , z lekką taką niepewnością w głosie „Spadaj” za chwilę o wiele wyraźniejsze „Dzie lezie” , a później to już na masę „Won” , „Wypad” i jeszcze dosadniej „A pudzież” lub gorzej. I właśnie z tego tu bastionu spływały najbardziej wymyślnie i najmniej pochlebne komentarze na temat prowadzenie i proweniencji pierwszej damy. Mówi się , że właśnie te komentarze wykrzykiwane od strony Peowiaków , dały asumpt współczesny twórcom, do produkcji takich dzieł jak „Siedmiu krasnoludków i sierotka Marysia”, czy każdorazowo innego , ale zawsze znanego autorstwa „Bajędy o dupie Maryni”. Tak było.

Tak więc wiemy w jaki sposób Zamościanie pieniądze utrzymywali. Teraz o tym jak do nich doszli. Otóż od czasów pierwszego Ordynata na drogach dojazdowych do miasta umieszczano tabliczki w różnych językach z mniej więcej tak brzmiącym tekstem, że przytoczę na przykład z ruska „BXOД ЗA ФPИИ”, z francuska „ENTRANCE DARMO”, z szwedzka ”SKJØLTEVAL AMUNDSEN YSTAD”, czy też z arabska „TAKIE WĘŻYKI”.

Tak więc dosyć zorganizowane grupy turystyczne ciągnęły przez pół Europy , żeby bez jakichkolwiek opłat móc napawać się pięknem renesansowej starówki.

Ale byli też inni, tacy , których do dzisiaj traktuje się u nas w mieście z należytą estymą , tacy , którzy mają pieniądze i którym nie brakuje fantazji do dobrze opłacanej i sympatycznej zabawy. Ślady po dawnym napisie dla tych drugich zostały wymazane w okolicach roku 1920. Wisiał on (ten napis oczywiście) niedaleko wejścia na obecną trasę turystyczną przez kazamaty bastionu VII i głosił „Strzelanie do żywego człowieka”. Rozpasany socjalizm , kapitalizm i wszystkie inne izmy obce naszej narodowej kulturze , położyły niestety kres tej , jakże popularnej i miłej rozrywce, która bawiąc uczyła i ucząc bawiła jak to się mówi.

Przejdźmy więc teraz , żeby nie zanudzać, do następnego punktu. Arsenał. Otóż jak to z Zamościanami bywa , nie mam na jego temat zbyt wiele do powiedzenia , gdyż jako urodzony w tutejszym grodzie nigdy tam nie byłem. Widzicie Państwo było krótko.
A teraz chwila rozrywki . tym razem powieść sensacyjno –szpiegowska pod tytułem , który mógłby wiele powiedzieć być może, ale …no wiecie zaginęła okładka.

…Dżon przykuty do Mery kajdankami spoglądał na nadlatującą w stronę ich spadającej windy rakietę balistyczną. Spostrzegł też kątem oka dopalający się ląd ładunku spoczywającego obok bezwładnego ciała swojej towarzyszki. Z dachu po drugiej stronie ulicy zabrzmiała palba oddana przez wyborowych snajperów jego największego wroga. Wiedział, że to ich kule dosięgną go najszybciej.

Czytaj też:
Półprzewodnik Michała Kimaka - część I
Półprzewodnik Michała K. Część II
Zamość jest tym czymś. Część III
Półprzewodnik Michała Kimaka. Część V

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto