Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Wszędzie pustka, ślady zniszczenia”. Zamojski wrzesień 1939 roku

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Wojenny szpital w Zamościu. W tle widać pałac. Zdjęcie wykonano w 1939 r. Fot. ze zbiorów APZ.
Wojenny szpital w Zamościu. W tle widać pałac. Zdjęcie wykonano w 1939 r. Fot. ze zbiorów APZ. ze zbiorów Archiwum Państwowego w Zamościu
To był trudny, gorączkowy czas. Zamościanie nie wierzyli, że Niemcy dotrą do miasta. Tuż przed wybuchem II wojny światowej panowała jednak — tak jak w całym kraju — napięta atmosfera. Mieszkańcy Zamościa na wszelki wypadek ukrywali swoje kosztowności. Gorączkowo kopano też rowy i schrony przeciwlotnicze. Gromadzono również zapasy żywności. Najgorsze przewidywania szybko się jednak ziściły.

W planach polskiego sztabu Zamojszczyzna miała stanowić tylko głębokie zaplecze dla ewentualnego frontu polsko-niemieckiego. Dlatego w czerwcu 1939 r. w zamojskim ratuszu ukryto bezcenne zbiory hrabiego Juliusza Tarnowskiego z Suchej. Była to m.in. bogata kolekcja starej broni oraz biblioteka. W kolegiacie zgromadzono natomiast kilkadziesiąt skrzyń z cennymi starodrukami, pochodzącymi z biblioteki cystersów z seminarium duchownego w Pelplinie.

Hołd Pruski i kolegiackie skarby

Wiadomo, że do miasta trafił depozyt ze złotem Banku Polskiego. Był to kruszec o wartości ponad 30 mln zł! 2 września 1939 r. przywieziono z Krakowa do Zamościa także m.in. słynny obraz Jana Matejki „Hołd Pruski”. Umieszczono go w dużej cynkowej i zalutowanej rurze, którą umieszczono w skrzyni. Obraz ukryto w podziemiach kościoła św. Katarzyny. W akcję zaangażowani byli m.in.: Michał Wazowski — ówczesny burmistrz Zamościa, ks. Wacław Staniszewski — rektor kościoła św. Katarzyny oraz muzealnik i inżynier Eugeniusz Tor (obraz transportowano pod jego opieką). Dzieło było ukrywane w Zamościu przez 76 dni, potem wywieziono je w tajemnicy do Krakowa.

Zabezpieczono także rodzime kosztowności. Kolegiackie „skarby” ukryto na cmentarzu, w grobowcu rodziny Rzemieniuków. Krążyły też legendy na temat skarbów z miejscowej synagogi. Chodziło m.in. o lampy, świeczniki i tzw. koronę na Torę. Miały zostać ukryte w podziemiach świątyni (plotka głosiła, że jeszcze podczas wojny zostały skradzione). Żołnierze zamojskiego garnizonu zostali wcieleni do Armii „Prusy” (miała stacjonować w rejonie Radomia, Kielc i Tomaszowa Mazowieckiego). Wymaszerowali na wojnę z koszar, żegnani płaczem i kwiatami. Tymczasem już 1 września 1939 r. nad Zamościem pojawiły się niemieckie samoloty zwiadowcze. Nie można ich było zestrzelić, bo pozostali w mieście żołnierze nie dysponowali artylerią przeciwlotniczą. 

Nie umknęło to uwadze Niemców. 3 września Zamość został zbombardowany przez dziewięć samolotów. Zniszczono stację PKP (bombardowanie wznieciło pożar), a potem wrogie samoloty pojawiły się nad Starym Miastem. Ostrzelały m.in. Rynek Wielki. 8 i 9 września Niemcy zbombardowali koszary, domy na Nowym Mieście, zabudowania majątku rodziny Kowerskich przy ul. Żdanowskiej oraz ponownie okolice dworca PKP. Wywołało to panikę. Ulice (zwłaszcza Nowego Miasta) były wówczas pełne ludzi z różnych stron Polski. Uciekający na wschód stanowili dla lotników łatwy cel.

Naloty i ewakuacja 80 ton złota

„Co za widok” - pisał 9 września 1939 r. Marian Sochański, ówczesny starosta zamojski, obserwując ludzi uciekających z Zamościa. „Fale ludzkiego mrowia gnanego paniką, wśród którego coraz częściej błyszczały oficerskie mundury i szlify wszystkich szarż. Sztaby, służby, szkoły wojskowe, urzędy cywilne, kobiety, dzieci, rzezimieszki, więźniowie, szpiedzy, słowem kto chciał i nie chciał”.

Ostatni niemiecki nalot odbył się 12 września. Tym razem zbombardowano m.in. Rotundę oraz koszary, w których przebywał sztab Armii „Kraków”. Straty były duże. W wyniku niemieckich nalotów zginęło podobno ponad 200 osób. Kto wówczas bronił miasta? Miejsce 9 Pułku Piechoty Legionów zajął Ośrodek Zapasowy Piechoty pod dowództwem ppłk. Czesława Czajkowskiego. W mieście utworzono także m.in. Ośrodek Zapasowy Artylerii Konnej. Owi — dość nieliczni — wojacy ochraniali nie tylko ludność.

Władze nie zapomniały także o złocie zdeponowanym w Zamościu. „Ewakuacja” tego cennego kruszcu z kraju odbywała się pod nadzorem płk Adama Koca, prezesa BP, byłego oficera wywiadu, a potem ministra skarbu w gabinecie gen. Władysława Sikorskiego. W sumie jego ludzie mieli do przetransportowania ok. 80 ton złota, które były zdeponowane w kilku polskich miastach. Planowano, że zabiorą je stamtąd specjalne transporty.

Miały wyruszyć z warszawskiej siedziby BP przy ul. Bielańskiej (deponowano tam kruszec o wartości 193 mln zł), z banku w Siedlcach (ponad 80 mln zł), z Lublina (ponad 20 mln zł), z Brześcia nad Bugiem (40 mln zł) oraz z Zamościa. Wartość całego polskiego złota wynosiła wówczas 362 mln zł (część skarbu narodowego zdeponowano także za granicą, było to ok. 100 mln zł).

5 września warszawska „złota kolumna” wyjechała na wschód. Przez Lublin (tam zabrano miejscowy depozyt) miała dotrzeć do Łucka. W tym czasie zorganizowano także podobne kolumny, które wyruszyły z Zamościa, Brześcia i Siedlec. 9 września zapadła decyzja o przewiezieniu polskiego złota na terytorium Rumunii. Już trzy dni później warszawska kolumna dotarła do Śniatynia. Tam dołączyły do niej inne transporty z cennym kruszcem (m.in. z Zamościa).

Po wielu perypetiach skarb narodowy RP trafił do rumuńskiego portu Konstancy, potem do libańskiego miasta Rayak, a 5 października 1939 — do Francji.

Halo, halo, obywatele słuchajcie!

13 września sztab Armii „Kraków” wycofał się z Zamościa w okolice Barchaczowa. To samo zrobiły oddziały zapasowe. Jeszcze tego samego dnia do Zamościa wkroczyły silne jednostki niemieckiej 2 Dywizji Pancernej i 4 Dywizji Lekkiej, wchodzącej w skład 22 Korpusu Pancernego. Miasto było bezbronne. Zostało obsadzone przez niemiecki 91 Pułk Piechoty.

17 września Zamość odwiedził Zygmunt Klukowski, lekarz i społecznik ze Szczebrzeszyna. Swoje wrażenia opisał w dzienniku. „Tuż przed Zamościem widzieliśmy dużo zamaskowanych lub ukrytych pod drzewami tanków niemieckich i wozów ciężarowych, a także dział ustawionych w okopach” — wspominał Klukowski. „Na rynku od strony Nowej Osady propagandowe radio niemieckie nadawało jakąś audycję muzyczną, a gdyśmy przejeżdżali obok usłyszałem dosłownie: „Halo, halo, obywatele, słuchajcie, Rosja sowiecka wypowiedziała wojnę Polsce. Wojska sowieckie przekroczyły już granice Polski”. Wiadomość ta zgnębiła mnie do reszty”.

Klukowski znalazł się w okolicy zamojskiego Starego Miasta. „Naraz widzę, że ludzie biegną ulicą w przeciwnym kierunku. Jakieś kobiety krzyknęły nam, żeby dalej nie jechać, bo tam Niemcy zatrzymują wszystkich mężczyzn” — wspominał. — „Furman począł pośpiesznie zawracać konia, więc i ja musiałem zejść z furmanki. Poszedłem ku miastu bocznymi ulicami”.

Zobaczył leje po bombach, powybijane szyby w gmachu kina (dzisiaj to kościół o. Franciszkanów). „Wszędzie pustka, ślady zniszczenia” — opisywał Klukowski.

Na Rynku Wielkim ujrzał Niemców oraz wiele samochodów i motocykli. Widział też m.in., jak najeźdźcy rabowali znany przed wojną tzw. sklep kolonialny. Rabusie w mundurach towary pakowali na ciężarówkę. Wieczorem zauważył także „rzęsiście oświetlony na wszystkich piętrach, od dołu do góry” ratusz. W tym budynku rezydowali Niemcy.

„Grupa oficerów gestapowskich weszła do Kolegiaty” - pisał Zygmunt Klukowski. „Szukali zdeponowanej przez Kurię Biskupią w Pelplinie bogatej biblioteki Seminarium Duchownego. Spodziewali się, że w zawartości 29 skrzyń znajduje się także słynna Biblia Gutenberga, którą jednak ks. Antoni Lidke (chodzi zapewne o Antoniego Liedtke, który był wykładowcą pelplińskiego seminarium oraz diecezjalnym konserwatorem sztuki) oddał w depozyt władzom państwowym, jeszcze przed rozpoczęciem działań wojennych” 

Pisał o tym także Michał Bojarczuk, kronikarz, regionalista oraz m.in. wieloletni dyrektor zamojskiego Gimnazjum, a potem I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Zamoyskiego w Zamościu. „Bibliotekę pelplińską wywieźli z Kolegiaty na kilku samochodach. Gestapowcy mieli doskonały wywiad, wiedzieli o dacie zdeponowania, kto deponował, ile skrzyń itd.”.

Walki w mieście

Polscy żołnierze próbowali Zamość odbić. 19 września do tego miasta przedostał się 2 Rezerwowy Pułk Piechoty, którym dowodził ppłk Stanisław Gumowski. Przeprowadzono brawurowy atak od strony ul. Piłsudskiego i Okrzei. Polacy dotarli aż w okolice kolegiaty.

„Niemcy byli przygotowani do walki wewnątrz miasta. Przy poszczególnych zabudowaniach mieli rozlokowane czołgi, a na noc opróżniali partery domów, umieszczając w oknach broń maszynową” — pisał Wojciech Białasiewicz w książce „Wrzesień 1939 r. na Zamojszczyźnie”. „Po wdarciu się oddziałów polskich pomiędzy domy (Niemcy) otworzyli silny ogień oraz użyli granatów. Rozgorzała zacięta walka w wąskich uliczkach”.

Ppłk Stanisław Gumowski został raniony (w ogrodzie na ul. Infułackiej) i znalazł się w niewoli. Atak się załamał. Na ulicach Zamościa zginęło wówczas ok. pół setki polskich żołnierzy. Tyle samo zginęło Niemców.

Niemiecka okupacja Zamościa skończyła się 25 września (taką datę podał w swoich zapiskach Michał Bojarczuk). „Zapanowała jakaś dziwna, niesamowita cisza, tylko żołnierze polscy, bez broni, pojedynczo i grupkami, pieszo i na wozach, przechodzili w różnych kierunkach. Wieczorem nie było już ani jednego żołnierza niemieckiego” — notował Bojarczuk.

Niemcy opuścili Zamość. Od strony Hrubieszowa weszły natomiast pododdziały sowieckiego 8 Korpusu Strzeleckiego. Na Sowietów — którzy byli wówczas sojusznikami Niemców — czekał już Ludowy Komitet Przywitania Czerwonej Armii. Był dobrze przygotowany.

„W dniu dzisiejszym przywitamy na ulicach naszego miasta oddziały bohaterskiej czerwonej Armii” — wydrukowane wcześniej afisze o takiej treści rozwieszali członkowie komitetu. „Czerwona Armia przynosi nam wyzwolenie z faszystowskiego jarzma obszarniczo-kapitalistycznego i zapewni uciskanym narodom Zachodniej Ukrainy, Zachodniej Białorusi i Polski chleb, ziemię, wolność i pokój. Zniesie ucisk narodowościowy”.

Po wkroczeniu Sowietów w mieście ogłoszono stan wojenny. Władzę przejęli polscy i żydowscy komuniści, na czele z niejakim Michałem Błaszczakiem, sekretarzem komitetu powitalnego. Do znaczniejszych działaczy należeli także Jan Bartoszczyk, Józef Dziuba, Jan Skiba oraz m.in. Stanisław Kardyga. Powołano też miejską Czerwoną Milicję. W jej skład weszła ok. setka mieszkańców miasta.

„Już 4 października wyraźnie było widać, że wojska radzieckie opuszczają Zamość; zabrano wszystkich rannych ze szpitala, zabierano też na samochody ludzi, którzy chcieli wyjechać na wschód” — pisał Bojarczuk. „Poważna ilość Żydów wyjechała z wojskiem radzieckim. Byli i tacy, którzy nie mogli się zdecydować — wyjeżdżać, czy nie?”

„Dziś rano oficerowie bolszewiccy zabrali (ze szpitala) swoich rannych i chorych. Na mieście nie widać już ich wcale, tak samo jak i miejscowych komunistów. Znikły też z domów czerwone flagi, które kazano nam wywiesić po wkroczeniu wojsk sowieckich” — pisał także w swoim dzienniku (pod datą 5 października 1939 r.) Zygmunt Klukowski.

Nowe porządki

Sowieci rządzili w Zamościu tylko dwa tygodnie (do 6 października). Przed wyjazdem z miasta zabrali ze sobą transport złożony z 12 wagonów. Wywieziono w nim kilkuset więźniów (byli to m.in. oficerowie WP, księża oraz zamojscy urzędnicy). Najeźdźcy rabowali, co się tylko dało: łóżka z koszar, węgiel, a nawet podkłady kolejowe. Wraz z Sowietami wyjechały też „czerwone władze Zamościa” oraz ich sympatycy, głównie Żydzi (ok. 1 tys.). Podobnie było m.in. w Szczebrzeszynie. Niebawem na Zamojszczyznę wkroczyły wojska niemieckie.

Zamość został ponownie zajęty 8 października. Dawny gmach Akademii zajęło Schutzpolizei (niemiecka Policja Ochronna). Zaczęły się represje „Przywieźli (…) z powiatu biłgorajskiego chłopa, który trzymał w ręku zakrwawioną siekierę. Żołnierz niemiecki chciał mu coś z domu zabrać, chłop nie chciał dać i w pasji odciął żołnierzowi rękę” — pisał w relacji Bojarczuk. — „Aresztowanych wzięli do środka bloku koszarowego, gdzie było 60 jeńców polskich”.

Okupanci organizowali nową władzę w mieście. Wyrzucali z urzędów Polaków. Ich miejsca zajmowali Niemcy oraz volksdeutsche. Zajęli też wiele zamojskich budynków, m.in. kino. Rozpoczęły się aresztowania. Za kraty trafili: Marian Sochański, zamojski starosta, poseł Bolesław Wnuk, prof. Stefan Miler, Józef Kusz, kierownik szkoły w Suchowoli oraz wielu innych.

Więźniowie trafiali najpierw do zamojskich koszar, a potem do słynnej kamienicy Czerskiego na Starym Mieście. Tam swoją siedzibę miała niemiecka Tajna Policja Państwowa (Gestapo). Michał Bojarczuk pisał o zbrodniczej działalności jej funkcjonariuszy (m.in. o brutalnych przesłuchaniach). W jego wspomnieniach możemy także znaleźć zapiski dotyczące losów wysiedleńców z Poznańskiego, którzy pod koniec listopada i na początku grudnia trafili na Zamojszczyznę.

„Usunięto ich z własnych domów i gospodarstw. Adwokat Zygmunt Branicki, który przypadkowo znalazł się na (zamojskim) dworcu kolejowym, widział dużo trupów wyrzucanych z wagonów. Byli to właśnie wysiedleńcy z Poznańskiego, wiezieni w okropnych warunkach” — wspominał Bojarczuk. „Ludzie ci do Zamościa przyjechali bardzo wyczerpani i zmarznięci. Niemcy ulokowali ich w Kolegiacie. Zamościanie natychmiast przyszli im z pomocą. Nieszczęśliwych wywieziono do wsi powiatu zamojskiego i ulokowano u chłopów, wielu wysiedlonych zostało w samym Zamościu”.

Taka pomoc musiała być jednak z wielu przyczyn ograniczona. Mieszkańców regionu zaczęła nękać bieda. „Ceny artykułów żywnościowych z każdym dniem podnosiły się (…). Brak było na rynku mięsa, słoniny i jaj, gdyż Niemcy masowo skupowali te artykuły i wysyłali do Reichu. Chłopi nie mieli zaufania do polskiej waluty, woleli swoje artykuły sprzedawać za bieliznę, ubranie, nawet meble. Wszyscy, którzy mieli pieniądze starali się je lokować w walucie obcej, szczególnie dolary były poszukiwane” — pisał Bojarczuk. „Za jednego dolara płacono 70 zł. Landrat niemiecki (starosta) wydał zarządzenie, że nie można wywozić poza granicę powiatu żadnych środków żywnościowych”.

Pojawiły się też inne zarządzenia. Żydzi musieli nosić na ramionach białe opaski z gwiazdą Dawida. Kupcom nakazano wywieszać na swoich sklepach tabliczki z napisami, które miały informować czy „interes” jest żydowski, czy aryjski. Mieszkańcy Zamościa i całego regionu czuli się coraz bardziej osaczeni.

„Tak dobiegał rok 1939, rok wielkich tragedii, nieszczęść i cierpień” — pisał w swoich wspomnieniach Bojarczuk. „Na ratuszu, na gmachu starostwa i byłej Akademii pojawiły się dużych rozmiarów flagi czerwone z czarnymi swastykami”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto