Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skórzane klapki przy oczach, stukot kopyt po trotuarach. O dorożkach i fiakrach

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Zamość, 1968 rok. Na zdjęciu nowożeńcy oraz zamojski dorożkarz o nazwisku Siewień. Fotografię do APZ przekazała Maria Matuszewska
Zamość, 1968 rok. Na zdjęciu nowożeńcy oraz zamojski dorożkarz o nazwisku Siewień. Fotografię do APZ przekazała Maria Matuszewska Archiwum Państwowe w Zamościu
„Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń” – pisał w jednym ze swoich wierszy Konstanty Ildefons Gałczyński. Takie pojazdy kiedyś powszechnie można było oglądać na ulicach naszych miast. Miały one w sobie coś romantycznego, nierzeczywistego. Nic dziwnego, że dorożki trafiały na karty literatury, były opiewane przez poetów. Pozostały też w pamięci wielu z nas.

W Zamościu jednym z tradycyjnych miejsc postojowych dorożek z namalowanymi po obu stronach numerami, był Nowy Rynek — serce Nowego Miasta. Przed II wojną światową większość miejscowych dorożkarzy to byli Żydzi. Wiadomo, iż pod koniec lat 30. ub. wieku istniało w Zamościu 59 należących do nich pojazdów konnych. Kilkunastoma dorożkami powozili natomiast Polacy.

Większość fiakrów (tak zwano także dorożkarzy) mieszkało na Nowym Mieście, w tym podobno aż siedmiu w domach przy ul. Wierzbowej. Jeden z nich nazywał się Mikołaj Janda (żył w latach 1900—1980). Pochodził z Pniówka, ale od 1934 r. mieszkał przy ul. Wierzbowej 14. Co ciekawe, w latach 50. ub. wieku pracowało w Zamościu jeszcze dwóch dorożkarzy o tym nazwisku: Edward i Jan.

- Gdy byłem dzieckiem w Zamościu funkcjonowało przysłowie, że ktoś zachowuje się jak konie Jandy. Jeden z tych panów Jandów, być może ten z ul. Wierzbowej, jeździł dorożką jeszcze w latach 70. ub. wieku — wspominał jakiś czas temu Wiesław Nowakowski, społecznik, nauczyciel oraz wieloletni radny miejski Zamościa. — O co chodziło? Konie tego pana miały przy oczach takie skórzane klapki. Ograniczało to widoczność, przez co były spokojniejsze. Jeśli jakiś człowiek miał ograniczone horyzonty w jakichś sprawach, przyrównywano go do koni Jandy. Wszyscy wiedzieli o co chodzi.

Wiesław Nowakowski pamięta, że owa dorożka Jandy najczęściej stała na przystanku obok zamojskiego dworca PKP. Często ją widział, gdy szedł np. z os. Karolówka na lekcje religii organizowane w staromiejskiej Kolegiacie. - Nigdy nie jechałem dorożką pana Jandy, bo taka podróż dla dziecka była po prostu za droga  - opowiadał Wiesław Nowakowski. — Niestety, nie pamiętam jak wyglądał właściciel owej dorożki. Szkoda.

- Dorożkarze byli owiani jakąś tajemnicą, aurą, czymś co było dla mnie pociągające. Marzyłam o tym, żeby pojechać do ślubu taką romantyczną dorożką. Nie było mi to jednak dane – opowiada z uśmiechem pani Alina z Zamościa - Bo już w czasach mojej młodości dorożki były już rzadkością. Teraz od czasu do czasu po Zamościu jeździ taka biała kareta, która wozi turystów. Jednak to już nie jest to samo.

Dorożki można oglądać na starych fotografiach. Kilka udało nam się odnaleźć w Archiwum Państwowym w Zamościu.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto