Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polska remisuje z Islandią 2:2. Paulo Sousa po meczu ma więcej znaków zapytania niż przed nim, Euro 2020 to będzie podróż w nieznane

Dawid Dobrasz
Polska zremisowała z Islandią 2:2. Piotr Zielinski zadedykował gola swojej rodzinie.
Polska zremisowała z Islandią 2:2. Piotr Zielinski zadedykował gola swojej rodzinie. Grzegorz Dembiński
Reprezentacja Polski remisuje w ostatnim sparingu przed Euro 2020 przy Bułgarskiej z Islandią 2:2 (1:1) i powtarza wynik sprzed trzech lat, kiedy także w ostatnim meczu przed wielkim turniejem - mistrzostwami Świata - w Poznaniu kadrowicze zremisowali z Chile. We wtorek gra kadry daleka była od ideału. Cieszyć może "wyrwanie" remisu, ale po tym meczu mamy jeszcze więcej znaków zapytania, niż przed nim.

Przewidzieć skład wystawiony przez Paulo Sousę to nie lada sztuka. Portugalczyk znowu zaskoczył, bo w pierwszym składzie wystawił ponownie Kędziorę kosztem Bereszyńskiego, a przecież ten pierwszy w marcu nawet nie został powołany. Podobnie sprawa miała się z Puchaczem czy Frankowskim. Z kolei nawet w rezerwie nie było Dawida Kownackiego (zmaga się z rwą kulszową) oraz Arkadiusza Milika, który z powodu kontuzji kolana jeszcze w poniedziałek opuścił zgrupowanie kadry w Opalenicy.

Zobacz oceny reprezentantów Polski za mecz z Islandią w Poznaniu:

Reprezentacja Polski od pierwszych minut spotkania z Islandią przeważała i prowadziła grę, ale nic z tego nie wynikało. Początkowy fragment meczu sparingowego z Rosją wyglądał dużo lepiej, choć we wtorek przy Bułgarskiej od początku grali Robert Lewandowski czy Piotr Zieliński. Kadrze brakowało szybkości w graniu, a w miarę upływu minut coraz odważniej atakowali goście. Tak odważnie, że w 26. minucie Islandczycy zdobyli pierwszą bramkę po rzucie rożnym. Strata gola oznaczała, że za kadencji Paulo Sousy w pięciu meczach czyste konto udało nam się utrzymać tylko z Andorą...

Czytaj też: Paulo Sousa po meczu Polska - Islandia: Nie będę spał dobrze.

I to właśnie do defensywy Paulo Sousa od początku meczu miał najwięcej zastrzeżeń. Obrońcy często, zamiast wyprowadzać piłkę dokładnym podaniem, to szukali dłuższych zagrań, które najczęściej nie dochodziły do celu. Słabo wyglądał Dawidowicz. Glik także nie grał tak, jak widziałby to Sousa. W środku pola nieźle mecz rozpoczął Krychowiak, ale im dalej w mecz, tym wyglądało to gorzej. Niewidoczny był Świerczok.

W 30. minucie pierwszy raz zobaczyliśmy nerwy u Roberta Lewandowskiego, który miał spore pretensje do poruszania się Przemysława Frankowskiego. Jeśli Sousa mówił, że w meczu z Rosją po strzelonym golu wróciły „stare grzechy”, to tutaj było je widać od początku.

Wreszcie w 34. minucie Polacy przeprowadzili najładniejszą akcję przed przerwą. Robert Lewandowski zszedł do środka pola, gdzie odebrał piłkę Olafssonowi i sam minął trzech rywali. Nasz kapitan był faulowany, ale zdołał podać do Zielińskiego. Ten w tempo odegrał do Puchacza, który dośrodkował do wbiegającego Zielińskiego. Po drobnym rykoszecie piłka trafiła jednak pod nogi zawodnika Napoli i ten wyrównał stan meczu. Pierwszą asystą w kadrze przy tej bramce popisał się wspominany Tymoteusz Puchacz.

Przed końcem pierwszej połowy próbował jeszcze Moder, ale jego strzał chybił celu. Do przerwy przy Bułgarskiej mieliśmy zasłużony remis.

Polska - Islandia - koszmar w drugiej połowie

Druga połowa rozpoczęła się od gola dla gości. Piłkę dośrodkowaną z bocznego sektora zdołał w polu karnym przyjąć Bjarnason, który uderzeniem z prawej nogi nie dał szans Szczęsnemu. Islandczyka nie zdołał przypilnować Krychowiak.

Co gorsza, po golu to Islandczycy dalej kontrolowali grę, a Polacy mieli problem z podejściem pod bramkę rywali.

W 57. minucie stadion zawrzał, ale nie z powodu pięknej akcji Polaków, a wejścia na boisko Kamila Jóźwiaka. W końcu mecz w Poznaniu był zapowiadany jako powrót wychowanków do Poznania. Po wejściu skrzydłowego takich zawodników na placu gry było 4, a jeśli doliczymy Berszyńskiego, to 5.

Wyrównać mogliśmy w 62. minucie, ale czujnie w bramce po rzucie rożnym spisał się wprowadzony u gości w przerwie Kristinsson.

Po kilku zmianach z obu stron obraz gry wrócił do początkowych fragmentów. Polacy utrzymywali się przy piłce, ale za dużo z tego nie wynikało. Czas leciał, a kadra grała coraz wolniej.

Wreszcie 15 minut przed końcem meczu znowu Lewandowski zszedł głębiej i podał dobre podanie do Płachety. Ten uderzył z głowy, ale czujny był bramkarz gości.

W drugiej połowie w grze Polaków dominował przypadek. Składnych akcji było bardzo mało.

Polacy powinni wyrównać pięć minut przed końcem meczu. Najpierw piłkę dobijał Świderski, chwilę później Kozłowski, ale piłka w siatce nie wylądowała. Wreszcie na trzy minuty przed końcem meczu Wielkopolanin - Karol Świderski, doprowadził do wyrównania. Napastnik przyjął dośrodkowanie z prawej strony od Kacpra Kozłowskiego, ten obrócił się z piłką i skutecznie wykończył tę akcję. Za dobrą zmianę należy pochwalić Kozłowskiego, który zaliczył debiutancką asystę. Po zdobytej bramce Polacy przeważali, ale meczu nie wygrali. Za kadencji Paulo Sousy na pięć rozegranych meczów wygraliśmy na razie tylko z Andorą. Po tym meczu mamy jeszcze więcej znaków zapytania.

Zobacz też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto