Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

(Nie)konsekwencje za antyszczepionkowe wypowiedzi pracowników ochrony zdrowia

Joanna Jastrzębska
Joanna Jastrzębska
Lekarz antyszczepionkowiec z Puław prawdopodobnie nie poniesie konsekwencji dyscyplinarnych za to co opowiadał swojej pacjentce o szczepionkach przeciw COVID-19.
Lekarz antyszczepionkowiec z Puław prawdopodobnie nie poniesie konsekwencji dyscyplinarnych za to co opowiadał swojej pacjentce o szczepionkach przeciw COVID-19. Łukasz Kaczanowski/archiwum
Lekarz antyszczepionkowiec z Puław prawdopodobnie nie poniesie konsekwencji dyscyplinarnych za to co opowiadał swojej pacjentce o szczepionkach przeciw COVID-19. Powód? Sprawa utknęła w martwym punkcie, bo Izba Lekarska nie ma formalnego zawiadomienia. - To skandal - komentuje prof. Mirosław Czuczwar. – Izba Lekarska chowa głowę w piasek i bawi się w kruczki proceduralne.

O lekarzu straszącym szczepieniami przeciw COVID-19 pisaliśmy w „Kurierze” już kilkakrotnie. Zgłoszenie w tej sprawie wojewoda lubelski Lech Sprawka otrzymał w listopadzie.

– Teściowa miała wizytę u kardiologa i wróciła przerażona. Pan doktor zapytał, czy się szczepiła. Usłyszawszy, że tak, i planuje przyjąć trzecią dawkę, zrobił jej 20-minutowy wykład na temat zabójczego działania szczepionki. Przekonywał, że preparat jest zrobiony z 12-tygodniowych ludzkich płodów, które są rozcinane na żywca, i z nich pobiera się coś, co potem wstrzykuje się głupcom, którzy się na te szczepienia zgłaszają. I tylko kwestią czasu jest, kiedy i która dawka okaże się tą zabójczą – taka była treść maila, który trafił do wojewody.

Lech Sprawka zapowiedział wówczas złożenie wniosku do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej w celu rozstrzygnięcia, czy działanie medyka podlega postępowaniu przed Okręgowym Sądem Lekarskim. Choć rzecznik zajął się sprawą niedługo po interwencji wojewody, ta utknęła w martwym punkcie.

– Oficjalnie nikt nie zgłosił zawiadomienia o możliwości popełnienia przewinienia zawodowego – informuje Jacek Niezabitowski, Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej działający przy Lubelskiej Izbie Lekarskiej. – Synowa pacjentki, która tę sprawę zgłosiła do ministerstwa i wojewody, nie chciała do nas przyjechać i podpisać dokumentu. Również pacjentka nie zgłasza pretensji do lekarza. Nie możemy się opierać na tym, że ktoś coś powiedział i nie chce tego potwierdzić. Jako rzecznik muszę mieć oficjalne potwierdzenie, że taka rzecz miała miejsce. Krótko mówiąc, na ten moment mam związane ręce.

Jak dodaje rzecznik, antyszczepionkowe głosy wśród lekarzy nie milkną.

– Wpływają kolejne skargi. Trudno mi powiedzieć ile, bo sytuacja jest dynamiczna. Głównie dostajemy je drogą telefoniczną i mailową, ale cały czas jest ten sam problem: nikt nie chce się pod nimi podpisać – tłumaczy Jacek Niezabitowski.

Oburzenia zaistniałą sytuacją nie kryje prof. Mirosław Czuczwar, kierownik II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii SPSK1 w Lublinie, do którego trafiają covidowi pacjenci w ciężkim stanie.

– Izba Lekarska chowa głowę w piasek i bawi się w kruczki proceduralne. W jakim świetle to stawia nasze środowisko, że nie jesteśmy sobie w stanie poradzić z jednym nieodpowiedzialnym lekarzem? – pyta prof. Czuczwar. – Dla mnie to jest skandal, że kogoś takiego jeszcze nie byliśmy w stanie osądzić, napiętnować i skazać. Inni lekarze widzą, że takie postawy nie są przez nasze elity piętnowane, bo ktoś się nie podpisał i my z tym nic nie zrobimy.

Konsekwencje za swoje wypowiedzi poniesie natomiast ratownik medyczny o antyszczepionkowych poglądach. Szpital w Lubartowie zadecydował o zakończeniu współpracy z Robertem Oleniaczem po tym jak wziął udział w proteście sceptyków pandemii, który miał miejsce w sobotę w Lublinie. Do kilkuset zgromadzonych osób mówił, że według niego szczepienia przeciw COVID-19 negatywnie wpływają na stan zdrowia - prowadzą do udarów i wywołują arytmię serca. Twierdził również, że statystyki zakażeń są zawyżone, ponieważ lekarze otrzymują dodatkowe pieniądze za pacjentów z koronawirusem. Szpital w Lubartowie odciął się od poglądów głoszonych przez pracownika.

– Zgodziliśmy się, że umowa zostanie wypowiedziana za porozumieniem stron, ale niestety do podpisania dokumentu nie doszło. Pan Oleniacz nie zjawił się mimo zapewnień, które opublikował również w formie wideo w internecie. Nie przyjechał, nie mamy z nim żadnego kontaktu, choć podejmowaliśmy próby – informuje Wioleta Wojciechowska, rzeczniczka szpitala w Lubartowie. Dodaje, że umowa kontraktowa ratownika z placówką kończy się w maju. – Na ten moment nie wiemy, czy pan Oleniacz przyjedzie do nas jutro, pojutrze czy w kolejnych dniach i podpisze porozumienie, ale dyrekcja razem z koordynatorem zespołów wyjazdowych ustaliła, że nawet jeśli nie podpisze dokumentu, to nie dostanie u nas już więcej dyżurów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto