Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grażyna Lutosławska: tu przychodzi się po pietruszkę i po… rozmawiać

Michał Dybaczewski
Michał Dybaczewski
fot. Bolesław Lutosławski
Słuchowisko „Bazarek” – regionalny fenomen na ogólnopolską skalę.

Słuchowiska w Polskim Radiu mają długą i piękną tradycję. „Matysiakowie” i „W Jezioranach”. stworzone w Programie Pierwszym Polskiego Radia to niemalże ikoniczne przykłady. Do tej tradycji włącza się słuchowisko „Bazarek” emitowane w każdą niedzielę o godz. 9:15 na antenie Radia Lublin – swoisty fenomen, bo stworzony w rozgłośni regionalnej. „Bazarek” obchodzi właśnie jubileusz trzechsetnego odcinka i z tej okazji rozmawiamy z jego autorką i reżyserką Grażyną Lutosławską.

Zrobiłem mały research i wynika mi z niego, że „Bazarek” jest pierwszym cyklicznym słuchowiskiem w Radiu Lublin…

Słuchowiska towarzyszą Polskiemu Radiu od momentu jego powstania, czyli od prawie stu lat. W latach 60. i 70. polskie radio produkowało ok. 600 słuchowisk rocznie. Mniej więcej tyle premier odbywa się dziś w radiu w Wielkiej Brytanii, która ma też specjalny kanał dla słuchowisk. Teatr Polskiego Radia, specjalna redakcja, produkuje dziś około 100 słuchowisk rocznie. Kiedy emitowano pierwsze odcinki „Matysiaków”, to przy radioodbiornikach siedziało 12 milionów ludzi. Świetny wynik, prawda? Słuchowisko to bardzo czasochłonna i wymagająca forma. Dlatego bardzo się cieszę, że ma swoje miejsce na antenie Radia Lublin: w sobotę jest specjalny wieczór ze słuchowiskami, a od kilku lat co tydzień w „Nie tylko rozrywkowej niedzieli radiowej” ma premierę kolejny odcinek „Bazarku”.

Kiedy i jak wyklarowała się koncepcja słuchowiska?

W 2014 roku w Radiu Lublin pojawił się pomysł powrotu do realizacji słuchowisk. Byłam jedną z dziennikarek, która usłyszała: jeśli masz pomysł – rób. Wybierałam się wtedy w podróż, czekałam na samolot. Nieoczekiwanie zainspirowało mnie lotnisko, ogromna zamknięta przestrzeń. Przyglądałam się ludziom, zastanawiałam się, kim jest mężczyzna z zieloną walizką, o czym myśli kobieta trzymająca książkę na kolanach. Tak zapatrzyłam się i „zasłuchałam” w gesty podróżnych, że prawie przegapiłam swój samolot. A już będąc w nim zaczęłam się zastanawiać: gdzie są takie przestrzenie, w których spotykają się ludzie przychodzący ze swoich bardzoróżnych światów? Przecież co człowiek, to inna opowieść, inna kultura, inne poglądy, inna wrażliwość. Czy są takie miejsca, w których mimo różnic, słuchamy się, rozmawiamy? Przecież, o czym często zapominamy, wiele nas łączy. Gdzie jest miejsce, w którym możemy się o tym przekonać? Wszyscy mamy potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem. I wtedy, wysoko nad ziemią przypomniałam sobie o bardzo ziemskiej sprawie: bardzo lubię sobotnie wyprawy na bazarek! Nie tylko dlatego, że potrzebuję pietruszki, ale także z tego powodu, że mam tam okazję porozmawiać. O przepisie na lemieszkę i tym na szczęście. A i każda moja wizyta w obcym kraju czy mieście zaczyna się nie od muzeum, nie od kawiarni, ale właśnie od bazarku. Jeszcze bardziej się cieszę, jeśli nie znam języka danego kraju, bo wtedy skazana jestem wyłącznie na dźwięki, gesty, zapachy i smaki… To wielkie źródło informacji, czasem dużo większe niż słowa.

Z tego co pani mówi jednoznacznie wynika, że „Bazarek” ma znaczenie alegoryczne: jest nie tylko faktycznym miejscem, gdzie spotykają się bohaterowie, ale także symbolem potrzeby kontaktu z drugim człowiekiem. Mając to na uwadze, chciałbym panią zapytać, czy z tego słuchowiska płynie dla słuchacza jakiś uniwersalny morał?

To bardzo ciekawe pytanie. Nie lubię, kiedy ktoś prawi mi morały. Sama więc też tego unikam – zarówno w książkach, które piszę, jak i w audycjach, które prowadzę; w słuchowisku mam nadzieję też. Bo morał to jest taka historia, w której autor mówi, że on wie. A ja nie wiem! Zadaję pytania, zastanawim się nad konkretnymi sytuacjami, „wkładam” rozmyślania na rozmaite tematy w usta moich bohaterów. Magda Jankowska pisząc swego czasu o „Bazarku” w kwartalniku „Akcent”, słusznie zauważyła, że moje słuchowisko różni się od „Matysiaków” i „W Jezioranach” m.in. tym, że nie ma w nim bieżących spraw społeczno-politycznych. Jest natomiast opowieść o ludzkich postawach, o naszym sposobie postrzegania świata, o tym jak wyglądają relacje między ludźmi i o tym, jak mogłyby wyglądać, jak te relacje budować, jak się o nie troszczyć, to w końcu refleksja nad tym, co zgubiliśmy i zepsuliśmy, a co możemy odnaleźć i zreperować. W „Bazarku” nie ma więc morału. Jest rozmowa.

Wspomniała pani o bohaterach, proszę zatem nakreślić ogólnie ich sylwetki.

Wszyscy co tydzień spotykają się przy straganie pani Zosi – w tej roli Teresa Filarska. Pani Zosia swoje w życiu przeszła, mocno stoi nogami na ziemi. Jest bogata w życiową mądrość. Pan Lucjan – to rola Michała Zgieta, były księgowy, któremu przed laty zmarła żona i wydawało mu się, że wszystko w jego życiu już się skończyło. Pewnego dnia przyszedł na bazarek i okazało się, że kontakt z drugim człowiekiem potrafi wiele zmienić. Zakochał się w Zosi, są już po ślubie. Na bazarku pojawiają się też Helena – Grażyna Jakubecka i Stanisław – Wojciech Dobrowolski, małżeństwo z kilkudziesięcioletnim stażem. On chodzi w bonżurce i czyta gazety w Internecie. Ona na Internecie się nie zna, ale o świecie wie często więcej niż on. Bardzo się kochają. Kiedyś myślałam nawet, że nieco idealizuję ich uczucie, ale jedna ze słuchaczek powiedziała mi, iż jest odzwierciedleniem miłości jej dziadków. Jest jeszcze Wiesława – w tej roli Ilona Zgiet, która szuka swojego miejsca w życiu i wypróbowuje sposoby na szczęście. Jej pomysły są często szalone, zmieniają się z odcinka na odcinek. Wiesława często szuka odpowiedzi na pytanie „jak żyć” na kursach, a najczęściej znajduje je na bazarku. Jest w wiecznym sporze z Zosią, chociaż, jak przychodzi co do czego, to panie bardzo się wspierają.

Pozostańmy przy bohaterach. Tworząc obsadę miała pani ustalone kryteria doboru, czy może od początku wiedziała, kto się w kogo wcieli?

Pracuję z fantastycznymi aktorami! Chciałam, żeby spotkali się w radiowym studiu aktorzy z różnych teatrów: Teatru Osterwy, Teatru Andersena, a także ci, którzy pracują niezależnie, w różnych projektach. Przed rozpoczęciem pracy miałam wyobrażenie poszczególnych postaci, ale teraz pisząc kolejne odcinki mam wrażenie, że podsłuchuję ich rozmowy. Myślę, że razem tworzymy te postacie. Bazarkowy świat nie byłby jednak tak przekonujący, gdyby nie Jarosław Gołofit, znakomity realizator dźwięku. To dzięki niemu poruszamy się w różnych przestrzeniach: tu łazienka, tam kuchnia, tu pijemy herbatę, a tam robimy zakupy na gwarnym bazarku.

Bohaterowie spotykają się raz w tygodniu przy straganie Zosi, jednak akcja nie toczy się wyłącznie na bazarku, ale również w zamkniętych przestrzeniach…

Słuchowisko ma swój stały schemat: najpierw jest czołówka, potem poranna wizyta w mieszkaniu Heleny i Stanisława, którzy wybierają się na bazarek, następnie najdłuższa część, czyli wizyta na bazarku i na koniec przenosimy się ponownie do mieszkania Heleny i Stanisława. To jest taka klamra, która powtarza się od pierwszego odcinka.

„Bazarek” ukazuje się na antenie Radia Lublin w każdą niedzielę. Ta cykliczność nakłada na panią pewien wymóg: teksty do słuchowiska muszą być gotowe na czas. Stanowi to dla pani dużą presję?
Jest to na pewno wyzwanie, ale wyzwanie przyjemne, bo pisanie, spotkanie z aktorami, a potem sygnały od słuchaczy sprawiają mi wiele radości. Jednak wiąże się z tym masa pracy – trzeba co tydzień napisać i wyprodukować kilkunastominutowy odcinek słuchowiska. Przygotowuję audycje wcześniej, nie z tygodnia na tydzień. Na przykład w lipcu pisałam odcinek bożonarodzeniowy, co z racji pory roku stanowiło pewne wyzwanie. Problem pojawił się, gdy przyszła pandemia – wtedy sytuacja zaczęła zmieniać się z dnia na dzień, wprowadzano lockdowny. Pisanie z wyprzedzeniem z uwzględnieniem pandemii było właściwie niemożliwe. Sygnały od słuchaczy były na szczęście jednoznaczne – odczuwali ulgę, że w pandemicznej rzeczywistości życie na bazarku toczy się swoim rytmem, takim jakim byśmy chcieli, żeby toczyło się na co dzień. Jedna ze słuchaczek powiedziała, że rzeczywistość nie do końca wygląda tak, jak na radiowym bazarku, ale chciałaby w takim świecie żyć.

Jak powstaje takie słuchowisko? Gdyby chciała pani zdradzić trochę tzw. „kuchni”.

Najpierw piszę słuchowisko, potem rozsyłam teksty aktorom i po kilkunastu dniach spotykamy się w studiu. Nagrywamy najczęściej pięć odcinków – właśnie teraz jesteśmy świeżo po takim secie. Surowy materiał zabieram na montaż, co trwa kolejne kilkanaście dni i już zmontowana wersja ponownie trafia w ręce realizatora, Jarka Gołofita. Wtedy zaczyna się magia radia! Jarek robi z tego świat. Nagrywamy w małym studiu, przestrzeni, która ma trzy na trzy metry. Żeby zmieścić tam łazienkę, pokój, kuchnię, klatkę schodową, a w końcu i bazarek, trzeba dokonać czarów za pomocą dźwięku. Ciekawe jest to, że wystarczy odwrócić głowę, by z pokoju przenieść się do łazienki. Nie mamy jej rzecz jasna narysowanej, ale wiemy, w jakiej odległości od mikrofonu trzeba się znaleźć, żeby pomóc Jarkowi zbudować zupełnie inny kawałek świata. To o czym mówię stanowi właściwie cechę wszystkich słuchowisk – bitwę pod Grunwaldem da się nagrać na przestrzeni dwóch metrów kwadratowych.

W poniedziałek o godz. 17 w Teatrze Osterwy świętować będziemy jubileusz trzechsetnego odcinka „Bazarku”. Co się wówczas wydarzy?

Ze słuchaczkami i słuchaczami spotykamy się co sto odcinków. Pierwsze dwa odbyły się w Radiu Lublin, trzeci robimy w Teatrze Osterwy, bardzo się cieszę z naszej współpracy. Jubileusz odbędzie się w ramach cyklu „Teatr Radiowy w Teatrze”, który wymyśliłam kilka lat temu. Pokazujemy teatr „od kuchni”. Co wydarzy się w poniedziałek? Przede wszystkim będziemy rozmawiać, ale także przypominać sobie fragmenty słuchowiska, a być może nawet nagramy fragment nowego odcinka. Zatem widzowie zobaczą to, co później usłyszą.

Czy na jubileuszowych spotkaniach padają ze strony widzów-słuchaczy jakieś sugestie, które potem są przez panią adoptowane na grunt słuchowiska?

Zawsze słucham uważnie. Do usłyszenia więc i do zobaczenia. W teatrze i na bazarku.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Grażyna Lutosławska: tu przychodzi się po pietruszkę i po… rozmawiać - Kurier Lubelski

Wróć na lubelskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto