Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Doszło do straszliwej zbrodni”. 80 rocznica pacyfikacji Białowoli

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Hołd pomordowanym złożył m.in. Stanisław Grześko, starosta zamojski. Podczas uroczystości odbyła się także msza w intencji ofiar oraz wieczernica
Hołd pomordowanym złożył m.in. Stanisław Grześko, starosta zamojski. Podczas uroczystości odbyła się także msza w intencji ofiar oraz wieczernica Starostwo Powiatowe w Zamościu
O tych ofiarach nigdy na Zamojszczyźnie nie zapomniano. Mieszkańcy podzamojskiej Białowoli obchodzili 80 rocznicę niemieckiej pacyfikacji swojej miejscowości. Doszło wówczas do tragedii, która odbiła się szerokim echem nie tylko na Zamojszczyźnie. Tamte wojenne wydarzenia spisał jakiś czas temu Wiesław Kużma, jeden z byłych mieszkańców wsi. Był on świadkiem tragedii. W rozmowie z nami (w 2017 roku) uzupełnił wspomnienia. Powstała wstrząsająca opowieść, którą warto w rocznicę tamtych wydarzeń przypomnieć.

„Mieszkańcy wsi w okresie świąt Bożego Narodzenia żyli w ustawicznym strachu, w oczekiwaniu, że w każdej chwili może nastąpić wysiedlenie. Jak wieść niosła, specjalne oddziały ekspedycyjne hitlerowców wpadały niespodziewanie, najczęściej przed samym świtem, już po okrążeniu ścisłym kordonem wioski. Wypędzali (ludzi) z każdego domostwa na środek wsi, przed szkołę, remizę strażacką lub inny plac, a potem wywozili wszystkich podstawionymi pojazdami do Zamościa za druty (do obozu przejściowego)” — czytamy we wspomnieniach pana Wiesława.

Karabiny maszynowe i żołnierze w hełmach

Oczekiwanie na wysiedlenie było koszmarem. „Nasza wioska nie wiadomo dlaczego pozostała jak wysepka wśród wcześniej wysiedlonych wsi: Lipsko, Ruszów, Rachodoszcze. Siedzieliśmy na spakowanych tobołkach, często bez jedzenia, bez snu (do spania nikt się nie rozbierał), bez światła — bo już chyba od roku ludzie nie mieli nafty do lamp, chociaż w niektórych chatach skwierczały prymitywnie zrobione kaganki” — pisze pan Wiesław.

Tego, co się miało wkrótce wydarzyć, nikt się jednak nie spodziewał. „Doszło do straszliwej zbrodni, jakiej dokonali na umęczonych, bezbronnych mieszkańcach wsi Białowola hitlerowscy oprawcy. (Stało się to) 29 grudnia 1942 r.” (…). Widocznie jeszcze przed świtem rozstawiono posterunki naokoło wioski. Następnie przyszła wiadomość, że wszyscy mieszkańcy muszą stawić się na placu przed budynkiem szkolnym. Jak się później okazało, tę wiadomość potwierdzał sołtys, który w towarzystwie esesmanów w czarnych mundurach chodził po obejściach i wypędzał ludzi do wyjścia przed szkołę (robił to pod przymusem)” — pisze pan Wiesław. „Ja z mamą oraz Ewką (pan Wiesław nie pamiętał nazwiska tej kobiety), służącą pana Tomaszewskiego (miejscowego kowala), wyszliśmy z domu i dołączyliśmy do sąsiadów, którzy szli pojedynczo lub całymi rodzinami z ulicy tzw. Nowej Wsi, na ulicę tzw. Starą Wieś, gdzie był budynek szkolny. Gdy tam doszliśmy, zobaczyłem dużą grupę ok. 50 osób”

Stali stłoczeni. „Pod płotem, oddzielającym plac szkolny od drogi, zobaczyłem dwa, a może trzy stojące na nóżkach karabiny maszynowe. Przy nich leżeli żołnierze w hełmach. Robiło się coraz zimniej, toteż ludzie tupali nogami” — wspomina Wiesław Kuźma. „Pamiętam, że dziwiłem się, dlaczego nie ma żadnych rozmów. Nie zapłakało żadne dziecko, chociaż widziałem kilka matek trzymających małe dzieci na rękach”.

Mężczyzna dokładnie zapamiętał, jak wyglądało wówczas to miejsce. W rozmowie z nami mógł z pamięci odtworzyć niemal każdy szczegół. „Dość duży plac przy murowanej, jednopiętrowej szkole, zamknięty od wschodu drewnianym, długim budynkiem remizy strażackiej, a od południa również drewnianym budynkiem mleczarni, pokrywał się powoli drobnymi, śnieżnymi krupami” — wspomina. „W pewnym momencie ktoś powiedział, że są już otwarte drzwi do szkoły i wszyscy zaczęli wchodzić do środka budynku. Weszliśmy do jednej z największych klas szkolnych: na parterze, z oknami na południe. Moja mama i Ewka usiadły w pierwszej ławce środkowego rzędu, przy stoliku nauczyciela, ja — w środku. Pod ścianą północną, gdzie były drzwi wejściowe, znajdował się pierwszy rząd ławek, a pod ścianą południową z oknami — trzeci rząd ławek. W ławkach siadały przeważnie kobiety i dzieci. Mężczyźni tłoczyli się w przejściach między rzędami”.

Płacz kobiet i dzieci

W pewnej chwili do sali weszło kilku Niemców uzbrojonych w pistolety maszynowe. „Mieli je zawieszone na piersiach. Jeden z nich trzymał w ręku duży, gruby kij, rodzaj trzonka od jakiegoś narzędzia” — pisze Wiesław Kuźma. „Kijem wskazywał miejsce, gdzie mają ustawić się wszyscy mężczyźni. Była to przestrzeń między ławkami a ścianą zachodnią klasy. Znajdowała się tam na stojaku tablica szkolna. Kiedy już wszyscy mężczyźni przeszli (…) Niemiec rozkazał, aby dołączyły do nich ich żony i dzieci (…). W ławkach pozostały kobiety z dziećmi, które nie miały do kogo dołączyć”.

Cisza panująca wśród aresztowanych mieszkańców Białowoli została przerwana. „Zapamiętałem takie zdarzenie, które (…) przyczyniło się do zmiany zachowania ludzi dotychczas milczących, spokojnych” — pisze Wiesław Kuźma. „Otóż w pewnym momencie żołdak kijem wskazał mojego kolegę Longina Siwiłę, chłopca w moim wieku, może bardziej wyrośniętego. (Zażądał) aby przeszedł z ławki na stronę, gdzie stali mężczyźni z rodzinami. Longin chciał przejść, ale nie pozwalała mu na to jego siostra Lucyna, która zaczęła głośno płakać, kurczowo trzymając się brata. Oprawca hitlerowski zaczął bić kijem Longina. W ten sposób zmusił go, ale już wraz z siostrą, do przejścia pod ścianę”.

Ludziom puściły wówczas nerwy. „Po tym wydarzeniu rozległ się płacz kobiet i dzieci. (…) Żołdak bił tych płaczących po głowach, rękach, gdzie popadło. Zrobiło się bardzo głośno, ludzie zaczęli krzyczeć, płakać, niektórzy klękali, modlili się na głos” — wspomina pan Wiesław. „Naraz od drzwi rozległy się jakieś komendy i ten bijący Szwab zaczął kijem odliczać pierwszych pięciu, stojących przy drzwiach prowadzących na zewnątrz (sali) (…). Za niecałą minutę usłyszeliśmy salwę karabinu maszynowego za ścianą, od strony placu. Dopiero teraz wszyscy zrozumieli, że od śmierci dzieli nas tylko korytarz szkolny. W chwili, gdy milkły strzały, hitlerowiec kijem odliczał nową piątkę i biciem zmuszał do wyjścia. Wszyscy stojący przy ścianie, po kolei, wyszli na śmierć”.

Wśród zamordowanych byli Longin Siwiło oraz jego siostra. ”(Pozostałe) kobiety z dziećmi, w liczbie ok. kilkunastu osób, czekały, co będzie dalej. Cisza. Nagle tupot podkutych butów przed wejściem do sali” — wspomina pan Wiesław. „Weszło czterech, może pięciu oprawców w hełmach, o rozwścieczonych, złych twarzach. Głośno o czymś rozmawiali. Ta rozmowa wydawała się być sprzeczką. Niektórzy z nich wskazywali na nas, siedzących, jak gdyby żądali wypędzenia wszystkich na zewnątrz. Padały słowa: banditen, pytania — gdzie są wasi mężowie, że na pewno w lesie? I znowu: partisan, banditen. Po chwili podjęta została jakaś decyzja, bo wszyscy wyszli z wyjątkiem tego, który po kilka osób wysyłał na śmierć. Nastała dłuższa cisza. Pilnujący nas Niemiec zaczął coś mówić o zwolnieniu do domów (…)”.

Dlaczego Niemcy podzielili przed egzekucją aresztowanych mieszkańców na grupy? — Trudno zrozumieć logikę oprawców — zastanawiał się pan Wiesław. — Myślę, że oni chcieli zabić wszystkich. Coś jednak w ostatniej chwili zmieniło ich decyzję.

Żaden nie patrzył w naszą stronę

W pozostawionych przy życiu ludzi wstąpiła nadzieja. „Ten nagły spokój i wyczekiwanie przerwano znowu jakąś komendą od drzwi, że trzeba wychodzić. Wychodziliśmy z drzwi szkoły na zewnątrz, gdzie w grupach stali Niemcy, ale tyłem odwróceni. Żaden nie patrzył w naszą stronę” — czytamy we wspomnieniach pana Wiesława. „Wyprowadzający nas krzyczeli: sznel, sznel (szybko, szybko) i wskazywali kierunek za budynek szkolny, na lewo, przez ogród, zamarznięte w ziemi kartofle, do drogi na pastwisko, w kierunku zabudowań nowej wsi. Biegliśmy, aby jak najszybciej, jak najdalej od miejsca, gdzie strzelano. Jeszcze raz odezwała się seria strzałów, jak byliśmy na posypanej śnieżnymi krupami trawie pastwiska. Ktoś upadł, ale poderwał się. Biegliśmy dalej ”.

„Dom, gdzie mieszkaliśmy, zastaliśmy całkowicie splądrowany. W pomieszczeniach na podłodze leżały przedmioty powyciągane z szafy, rozprute poduszki, rozbite naczynia, połamany sprzęt. Drogami białowolskiej wsi zaczęły jechać konne furmanki. Jak widzieliśmy oknami, wszystkie wyładowane zrabowanym dobytkiem” — notował Wiesław Kuźma. „Zaprzęgami powozili nasiedleni (niemieccy) osadnicy, mieszkańcy wysiedlonej wsi Lipsko, którzy widocznie otrzymali prawo zabrania wszystkiego, co było własnością rozstrzelanej wsi Białowola. Aż do wieczora słychać było jeszcze pojedyncze strzały. Jak się później okazało, zginęli od nich na własnych podwórkach ludzie, którzy nieopacznie wyszli z kryjówek i natknęli się na uzbrojonych rabusiów”.

Pozostałym przy życiu członkom rodziny pana Wiesława udało się jakoś to wszystko przetrwać. „W związku z tym, że istniała groźba spalenia wsi, moja mama wyszła na podwórze, aby ostrzec mojego brata, Krzysztofa, który ukrył się wraz z sąsiadem w obejściu i nie był razem z nami w szkole” — pisał pan Wiesław. „Właśnie dzięki temu zostaliśmy we troje przy życiu”.

O pacyfikacji Białowoli możemy także przeczytać we wspomnieniach Marcina Olchowskiego ps. „Gwiazda” z Wólki Wieprzeckiej. Był on wojennym komendantem BCh w dawnej gminie Mokre. Według niego zginęło wówczas 55 osób. W zapiskach zamieścił wiele nazwisk ofiar, w tym także dzieci. Inne źródła podają jednak, że zamordowano wówczas 52 osoby.

„Po egzekucji spomiędzy trupów wydostał się chłopiec lat około 17” — czytamy we wspomnieniach „Gwiazdy”. „Nazywał się Wiktor Grela. Nie był ranny (…). Jednak później ten chłopiec został przez Niemców zabity. Przez następnych kilka dni Niemcy z Lipska i Adamowa zjechali się (do Białowoli) i rabowali, co się dało.

W czwartek (29 grudnia) odbyły się uroczystości upamiętniające 80. rocznicę pacyfikacji Białowoli oraz sąsiedniej miejscowości Rachodoszcze. Z tej okazji odprawiona została masz w kaplicy pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Białowoli (uroczystą oprawę nabożeństwa zapewnili: Młodzieżowa Orkiestra Dęta, uczniowie Szkoły Podstawowej oraz członkinie KGW z Białowoli). Potem w miejscowej SP odbyła się okolicznościowa wieczernica. Przygotowały ją panie z miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich.

od 12 latprzemoc
Wideo

Akcja cyberpolicji z Gdańska: podejrzani oszukali 300 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto